Po miesięcznej przerwie w końcu znalazłam chwile czasu żeby coś napisać . Nawet nie wiem kiedy to zleciało, najpierw były przygotowania do świąt i mocne postanowienie publikowania przepisów ( niestety zabrakło mi czasu na robienie zdjęć i pisanie postów). Z całym szacunkiem chylę głowę przed tymi z was które potrafią pogodzić prace, dom, przygotowania do świąt i pisanie bloga. Ja poległam i mimo całkiem niezłego planowania logistycznego ledwo wszystko dopięłam na ostatni guzik. A później nadeszły tak długo wyczekiwanie przeze mnie święta i jeszcze szybciej minęły. :( Cóż taki już ich urok. Z nowym rokiem zagościła w naszym domu na dobre pani grypa i kładzie do łóżka wszystkich po kolei (ja kilka razy wymknęłam się z jej objęć ,ale po prostu czuje , że nadejdzie i na mnie pora) ech nie ma co początek roku mamy udany. I tym oto sposobem minęła już połowa stycznia a ja mam tyle nie zrealizowanych planów. Tyle zaległości , po prosty masakra! Proszę niech mnie ktoś pocieszy,że nie jestem odosobniona w tym natłoku spraw ,które powinnam zrobić na wczoraj. Normalnie nie radze sobie ze swoimi obowiązkami o przyjemnościach nawet nie wspominam. Po powrocie z pracy jestem mega zmęczona i nie mam już siły na nic ,a muszę jeszcze ugotować obiad na następny dzień, później chwila rozmowy z najbliższymi i zasypiam z książką lub komputerem na kolanach. Weekendy mijają tak strasznie szybko i nie realizuje nawet połowy planów aczkolwiek muszę się pochwalić:
- Byliśmy końcem roku z moim TŻ w kinie po ponad rocznej przerwie. W końcu uparłam się pójść na ekranizacje "Hobbita",nie będę ukrywać mam wielki sentyment do książek J.R.R.Tolkiena i chciałam zobaczyć co zrobili z moją ukochana książką. Cóż uczucia mam mieszane i mimo świetnych efektów specjalnych (oglądaliśmy wersje 3D z dubbingiem) i całkiem zabawnych dialogów, niestety zabrakło mi swego rodzaju magii, takiego cudownego uczucia które towarzyszy mi za każdym razem kiedy czytam książkę (a czytałam ją już siedem razy) Niestety komercja dała o sobie znać. Nie spodobały mi się też wątki których w książce nie ma (są tylko delikatne wzmianki) oglądałam i myślałam sobie kurcze albo ja nie pamiętam albo tego nie było w książce. Ale najbardziej rozdrażniło mnie to ,że z niewielkiej książeczki jaką jest "Hobbit" zrobiono wielkie przedsięwzięcie ,które liczyć sobie będzie trzy części kasa,kasa,kasa. spędziłam w kinie bite trzy godziny, a akcja dopiero zaczęła się rozkręcać. Jednak mino wszystko polecam,zwłaszcza tym ,który książki nie czytali :)
- W miniony weekend po dziesięciu latach(OMG) byłam w teatrze. Zapewne nie poszłabym do niego gdybym nie zaproszenie na firmowy bankiet ( jeden z kontrahentów obchodził jubileusz i postanowił świętować go w Teatrze w Bielsku-Białej) W teatrze podobało mi się zdecydowanie bardziej niż w kinie. Obsieliśmy spektakl "Pocztówki z Europy". Autorem tej sztuki jest Michael Mckeever,reżyseria Witold Mazurkiewicz.,obsada: Magdalena Gera, Jadwiga Grygierczyk,Barbara Guzińska, Maria Suprun, Rafał Sawicki, Grzegorz Sikora. tutaj dodaje link gdzie możecie poczytać więcej. tutaj wklejam link do teatru w Warszawie dla tych bliżej stolicy. Nie szukałam specjalnie więcej ale całkiem możliwe ,że spektakl jest wystawiamy również w innych teatrach. Co mogę powiedzieć ja jako laik teatralny: podobało mi się, uśmiałam się ale były tez chwile skłaniające do refleksji. chyba najbardziej polubiłam postań Nany ( za jej niczym nie skrępowany sposób mówienia). Bardzo śmieszne ,zapadające w pamięć dialogi, tragi-komizm w czystym wydaniu. Polecam gorąco.
- A w niedziele poszliśmy z TŻ'tem na "dupoloty" (dla niewtajemniczonych "dupolot"urządzenie do zjeżdżania używane na śniegu tzw. jabłuszko) aczkolwiek ja mam prawdziwą wanienkę ,w której sobie elegancko leże i zjeżdżam :D. Pewnie w naszym wieku już nie wypada chodzić na ślizgawki ale w sumie moja babcia chyba z trzy lata temu jeszcze pomykała na takim "duposlizgu" wiec czym ja się martwię. Zabawa była pyszna,niestety w poniedziałek mnie zaczęło zbierać a wczoraj poległ TŻ. Tak wiec szpital u nas na całego. Pozdrawiam :*